Avalanche Studios, firma odpowiedzialna za świetne Just Cause 2, ogłosiła, że pracuje nad nowym projektem. Powód do radości? Z pewnością nie. Nowa gra to Renegade Ops, ma być vehicle shooterem w stylu Twisted Metal oraz czerpać trochę z wybuchowej akcji w stylu Shadow Complex. Niezależnie od tego jak Renegade Ops będzie fajne, jedno jest pewne - seria Just Cause nie sprzedała się wystarczająco dobrze i ogromne studio, które stworzyło majstersztyk w postaci rajskiej wyspy Panau, musi się zająć czymś skromniejszym. Znacznie skromniejszym.
To trochę przykre, bo Just Cause było jednym z ostatnich bastionów bardziej oldskulowego, pecetowego podejścia do gameplayu - oddania graczowi nie tylko epickiej fabuły w stylu Bonda, ale także gigantycznych możliwości tkwiących w samej eksploracji i dewastacji. Tak jak w GTA. Tylko Grand Theft Auto było od pierwszej trójwymiarowej części osadzone także na solidnych, fabularnych fundamentach i jeszcze solidniejszej sile swojej marki. Można więc pozwolić, aby nad kolejnymi częściami pracowała cała fabryka. Inne studia i ich świeże projekty muszą się dostosować do żelaznych reguł rynku.
Just Cause nie jest jedynym przykładem. Najbardziej widoczna jest ewolucja jaką przeszedł Crysis. Niziutkie wyniki sprzedaży pierwszej części (w stosunku do jakości gry oraz liczby stron poświęcanych temu tytułowi w pismach i portalach) powiedziały twórcom jasno, że gracze nie chcą sandboxa. Albo, że cierpią na przeciwieństwo klaustrofobii i swobodę wyboru trzeba obudować niewidzialnymi ścianami i nowojorskimi blokami. Podobnie jest z Red Faction. Ostatnia część - Guerilla - pozwalała rozsadzać powierzchnię Marsa w drabiazgi. Logiczna kontynuacja powinna przenieść ekipę od demolki na inną planetę. A tymczasem w Armageddonie bohaterowie schodzą wgłąb ziemi, gdzie podatne na rozwałke stają się wyłącznie niektóre elementy otoczenia. Krępująca ruchy pępowina znowu przypięta.
Przyczyną takich zmian nie jest, wbrew pozorom, różnica technologiczna pomiędzy słabymi konsolami i znacznie silniejszymi PC. Najlepszym tego dowodem jest właśnie multiplatformowy Just Cause 2 - jedna z najładniejszych gier ostatnich lat, która pozwalała bez najmniejszego loadingu i przycięcia przebyć całą, ogromną mapę wzdłuż i wszerz. Nie chodzi też wyłącznie o pieniądze i czas jaki trzeba poświęcić na stworzenie otwartego, a przy tym bogatego i głębokiego świata. To zmieniająca się wśród graczy moda. Liczę jednak na to, że sandboxowych dinozaurów jest jeszcze na tyle dużo, że co jakiś czas trafi się młoda ekipa, która zamiast zwartego shootera wystrzeli z szalonym projektem o wymiarach Sycylii i temperamencie filmów Tarantino.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz