19 lutego, 2011

Drogi Medalu - życzę ci śmierci

Medal of Honor (2010) to jedno z największych rozczarowań zeszłego roku i jedna z najbardziej przehype'owanych gier. Początkowo porządnie nakręciłem się na temat. Były świetne screeny i entuzjastyczne zapowiedzi. Oprócz tego było też moje przekonanie, że przy takiej dominacji Call of Duty EA po prostu musi wydać fajną grę, żeby ta się sprzedała i dała podłoże do stworzenia rentownych kontynuacji.

Cóż, myliłem się. MOH był słaby w niemal każdym punkcie. Albo inaczej - miał wszystko to, co powinna zawierać przyzwoita produkcja FPS. I nic ponadto. Kampania była zbyt krótka, świetny pomysł na scenariusz psuły trywializujące wszystko cut-scenki, a zadania były często denerwujące i totalnie nieudane. Atak na gniazdo CKM-a jako "finalny boss"? Misja snajperska spłycona do leżenia w jednym miejscu i zabawy w "najedź i kliknij"? Cicha operacja nocą ze skryptami na poziomie pierwszej części serii z 2002 roku?

Całkiem zabawnie było w multi. Przez jakieś 3 godziny. Gdy okazało się, że możliwości customizacji są żałosne, a niektóre mapy mają tak zły balans, że ograniczają się do spraya w sprawn-pointach, to nie pozostaje nic innego jak grę wyłączyć i marnotrawić swój wolny czas na cokolwiek innego. Z perspektywy czasu ciekawsze wydaje mi się przebijanie flashowych baloników. W każdym razie liczba broni do odblokowania jest tu 4x większa.


Liczyłem na to, że gra sprzeda się słabo. Nie dlatego, że jestem fanbojem jakiejś serii. Po prostu mam dość przeciętnych gier, a zwłaszcza tych przeciętniaków, które są reklamowane jako alternatywa dla największego konkurenta. Ok, Medal of Honor jest lepszy niż Sniper: Ghost Warrior, ale to cały czas pułap Dante's Inferno - ten oznaczony oceną "Dobra", czyli gry, która po tygodnia trafia do wtórnego obrotu, a po miesiącu znika z topiców na forach. Liczyłem, że EA dostanie należnego kopa i zmusi się do przyłożenia większej uwagi do nadzoru produkcji czy zainwestowania większego hajsu. Że kolejna gra, jeśli powstanie, będzie godnym następcą pierwszych Medali, a nie przeciętniakiem, który dumnie wypina pierś z nazwą legendarnej marki.

Niestety gra sprzedała się całkiem nieźle masakrycznie dobrze (my bad), a jest to jasny sygnał dla twórców i wydawcy mówiący, że "Możemy im wcisnąć to samo za rok", "nie trzeba wprowadzać dużych zmian", "scenariusz nie musi być super...", "... a multiplayer tym bardziej". W międzyczasie puści się trochę stuffu typu "współpraca z wojennymi weteranami", "ekskluzywne prototypy broni od Smith & Wesson", "plakat z nagą Marylin Monroe", żebyśmy mieli o czym pisać. Na razie są "tylko" buziaki dla fanów, wyrazy wdzięczności i cośtam o biciu serca: http://www.medalofhonor.com/blog/2011/02/case-you-were-wondering%E2%80%A6.


W zasadzie powinienem mieć to wszystko gdzieś. Ale nie mam. Bo to co się świetnie sprzedaje, jest mainstreamem, a mainstream wyznacza trendy. A ja życzę Medalowi małej trumny na zapomnianym cmentarzu z memoriałem "Tu spoczywa projekt, który udawał świetną grę".

Brak komentarzy: