22 lutego, 2010

Czas przyszły dokonany

Przeglądając regularnie growy newsy łatwo natknąć się na jakieś powtarzalne schematy czy małą regułę, którą znacznie bardziej kewl jest nazywać "trendem". Czasami to miłe sprawy, a czasami mechanizmy brutalnego świata korporacji, ciasnych deadlinów i boxów, przeliczania kasy na kokę i udziały w Dubaju, dźgania nożem niewygodnych programistów i produkcyjnego procesu nad którym piecze mają kopie szefów Dilbertów.


Największe hity już wyszły, fajnie się w nie gra, ale czas przestawić busolę na jakiś istniejący cel. Z marcowym premier najciekawiej zapowiada się Just Cause 2. Wersja alpha, którą ogrywałem w angielskim studiu Eidos, była - bez mała - wyjebana. Świetne zrobione filmiki na YT stale podgrzewają atmosferę i z sequela przeciętnej (a przynajmniej tak ludzie mówio w sieci) jedynki robi się hit.



I co dalej? Gra prawie gotowa, stado graczy (w tym niżej podpisany) napaleni jak Jamajczycy, odliczanie do premiery wspomagane bulgotem śliny... i to najlepszy moment, żeby ogłosić megafatalną decyzję. Otóż, gra nie obsługuje DX9, więc userzy Windowsa XP mogą o graniu pomarzyć. Albo dołożyć kilka stówek do gry i zakupić Vistę lub Siódemkę, poprzedzając instalację gry babraniem się w softwarze, które uwłacza człowiekowi bardziej niż prasowanie koszul.

Ale nie o tym. Tylko o ... szacunku dla gracza? Nie, to brzmi zbyt patetycznie. Może o jakiejś przejrzystości zasad? Wydawca najpierw nakręca wszystkich, że gra fajna, żeby na samym finiszu dodać: "Nie, Ty nie zagrasz". Wiadomo - 90% zysku przyniosą konsole, ale po co w ogóle robienie takiej tajemnicy.

Po co? Bo tak jest łatwiej. Identyczna sytuacja miała miejsca przed premierą Modern Warfare 2. Pamiętacie matchmaking, brak LAN-u i Hitlera? Ci goście od miesięcy wiedzieli czego nie będzie, ale nikt pary nie puścił, żeby przypadkiem te 100 000 maniaków multi, klanowców i n0-life'ów nie zdążyło "ostygnąć", odpuszczając sobie MW2 na rzecz Bad Company 2.

Praktyka co najmniej niepokojąca. DLa PC-towców oczywiście negatywna, bo nie dość, że coś przestaje być "normalne", to jeszcze pomimo wodospadów flame'u, kurew i innych jobów - "wszyscy"tę grę kupili. Czyli zielone światełko dla wolnej amerykanki marketingu i robienia z rynkiem pecetowym co się żywnie podoba.


Tak, mam konsolę i gram na niej, ale nikt mi nie wmówi, że PC to przeszłość i że jest coś wygodniejszego od myszki jeśli chodzi o precyzyjne shootery. I zwyczajnie nie podoba mi się, że jedyną zachętą do grania ma być ten "kij", czyli "kup sobie konsolę albo nowy system" (bo oczywiście DX9 jak najbardziej nadaje się do obsługi nowych gier, co udowodnił Crysis czy Far Cry 2)