21 października, 2010

Targi ON/OFF, czyli pooszukujmy się, że mamy kulturą gamingu

Jakie targi PGA (Poznań Game Arena) były nie wiem, bo nie byłem, ale z opinii graczy i licznej obecności dziennikarzy można wywnioskować, że nie było źle.

Dla nas, mediów, nie było tam za wiele, bo przedstawiono prawie wyłącznie gry, które są już w sklepach albo niedługo się ukażą (czyli wszystko to w co graliśmy wcześniej). Ale to nieistotne. Najważniejsze, że zeszły się tam tłumy odwiedzających, którzy nawet jeśli biegali tylko za darmowymi próbkami i robili zdjęcia z dupiastymi hostessami, w jakimś stopniu współtworzą kulturą gamingu w Polsce.

Bo potem można pokazać to w telewizji, że młodzież się interesuje grami i nie spędza weekendu na "piwie i pr0nie", bo z dzieciakami mogą przyjść rodzicie, żeby zobaczyć czym ich pociechy się interesują, samemu spróbować pomachać pilocikiem od Wii. I koniec końców - można zobaczyć nowości, o których się potem mówi, myśli, pisze - czyli właśnie tworzy kulturę.


Jak już wiadomo od dawna, PGA się przeniosło do Warszawy. Przeniosło na takiej zasadzie, że zostało wcielone w ogólne targi elektroniki ON/OFF, w miejsce gdzie cena wynajmu powierzchni jest potwornie droga, a wstęp dla zwiedzających kosztuje 20/30zł.

Ok, może za tę kasę jednak gracze znajdą coś dla siebie? Sprawdźmy:

Setki atrakcji czekać będą także w Strefie Gier, gdzie swoje najnowsze tytuły
pokażą CD Projekt, Microsoft, Nintendo oraz Ubisoft. Natomiast, dzięki firmom
4max i Big Race Sim, będzie można spróbować swoich umiejętności rajdowych na
symulatorach wyścigowych.


... i wszystko jasne. Spośród graczy wyłącznie prawdziwi nałogowcy mogą być zainteresowani wstępem, i to też ryzykując kilka godzin, które mogliby poświęcić na skillowanie.

Jedyną faktyczną atrakcją może okazać się stanowisko Nintendo, które nigdy wcześniej(?) bezpośrednio nie interesowało się polskim rynkiem. A skoro się nie interesowało, to doświadczenie podpowiada mi, że zamiast poważnych rozmów i prezentacji będą tłumaczyli czym jest NDS i Wii, jakie są ich zalety, że mają Wii Fit i spytają się czy znamy Mario.


Może przesadnie narzekam, ale patrząc w szerszej perspektywie sytuacja rysuję się dosyć smutno. Gry stają się z roku na rok coraz poważniejszym segmentem rozgrywki, może za jakiś czas w Europie gaming będzie dominował. W Polsce zawsze wszystko idzie wolniej, ale postępy w przełożeniu na właśnie kulturę posuwają się w żółwim tempie.

Naprawdę nie da się zorganizować chociaż raz w roku porządnych targów dla graczy?


16 października, 2010

Jak NIE pisać o edycjach kolekcjonerskich gier

"Drżącymi rękoma zrywam folijkę...", czyli poradnik jak NIE pisać o edycjach kolekcjonerskch gier w sieci (znany także koneserom pod nazwą "Your Nerd Guide How To Be Not As Gay As Usually")


Edycje kolekcjonerskie - temat rzeka. Jedno jest pewne. Każdy prawdziwy gracz nie przechodzi obok nich obojętnie. Nawet jeśli są wypełnione crapem, badziewiem typu żenująco małe DLC, ozdoba dla avatara w profilu xboxa, zbędny pet do WoW-a, voucher na weekend Double XP, niepotrzebne e-itemy, to - nie oszukujmy się - nasz wzrok odlepi się od każdej kobiety i powędruje w stronę półki z EK.

O ile nie ma nic złego w tym, że zgraja dorosłych gości zaczyna zachowywać się przy EK jak dzieci w basenie z piłeczkami, ustawia pudełko na biurku zamiast zdjęcia żony, chodzi przez miesiąc w elitarnym t-shircie, zamienia biznesowy neseser na wojskową torbę, bawi dołączonymi laleczkami czy uprawia takie tam inne, drobne przyjemności...

by Bigos

... zadziwiające jest to, że niektórzy swoje emocje w skali co najmniej 1:1 przenoszą na bloga czy jakieś forum. Efektem jest coś w stylu gimnazjalnej rozprawki pt. "Moja wymarzona podróż" albo zwierzeń 12-letniej fanki jednorożców. Generalnie - WTF? Żeby nie być gołosłownym, oto odrobina praktyki do teorii (dwa cytaty pochodzą nawet z dosyć mocno znanego portalu growego):


Wczoraj spotkała mnie mała niespodzianka. Leżę sobie spokojnie w łóżku, bo dzień mam niezbyt dobry udany. Po jakimś czasie słyszę dzwonek do drzwi.
(...)
Otwieram więc paczkę... i moim oczom ukazała się książka "Medieval 2: Total War- Album" a na tej książce jest jakieś zawiniątko.


Drżącymi dłońmi zrywam folię i stawiam pudło na biurku. Tektura lakierowana. Szkoda trochę, że niezbyt gruba, przez co jest duża szansa, że w przyszłości czymś uda się skutecznie przygnieść pudełko.


Po zdjęciu drżącymi rękoma folii z pudełka i pobieżnemu przewertowaniu instrukcji, zacząłem się zastanawiać ile długich miesięcy czekałem na ukazanie się drugiej części komandosów. Już miałem udzielić sobie odpowiedzi wywnioskowanej na podstawie czasu spędzonego na czytaniu zapowiedzi oraz oglądaniu zdjęć i filmów z gry, kiedy to instalacja dobiegła końca i po chwili mogłem po raz kolejny wcielić się w dowódcę elitarnej jednostki komandosów.


To było dziś... Tak wracam ze szkoły a z mojego domu wychodzi kurier z DTD. Byłem nieco zaskoczony, ponieważ samochód tej firmy stał około 500 metrów dalej. Okazało się, że miły pan nie potrafił znaleźć numeru :) Po wymianie kilku zdań na ulicy pobiegłem do domu. Oddałem mamie pieniążki, które musiała zapłacić kurierowi i drżącymi rękoma zacząłem ściągać folię z opakowania...


[i kontynuacja-MEGA FINISZ]

Odpaliłem grę... Skończyłem już prolog :P Kochałem się z Triss jestem pod ogromnym wrażeniem :)

Grubo!
Żałuję, że nie mam w swoich przepastnych zbiorach pierwszego numeru Engarde. Recenzja bodajże Far Cry'a 2, zaczęła się dokładnie od tekstu o "drżącej ręcej" i "zrywaniu folijki", a następnie została 'okraszona' wzmianką o kolorowych folderach, które przysłał dystrybutor. Zabrakło tylko sformułowania "Pan Kurier" - może dlatego gra nie dostała u nich 10/10?


A teraz meritum - Jak NIE pisać o edycjach kolekcjonerskich gier:

1. Gimnazjalna relacja:
"od rana czekałem na Pana kuriera.." - fail [generalnie samo Pan Kurier jest bardzo słabe]
"miły Pan podał mi tajemniczą paczuszkę..." - fail
"drżącą pałką ręką zrywam folijkę..." - uberfail
"lśniące, lakierowane pudełko będzie ozdobą mojej półki" - fail
"wysypałem na łóżeczko wszystkie skarby" - fail
"wprost nie mogę powstrzymać radości..." - fail
"oniemiałem z zachwytu widząc..." - fail
"zapach pudełka niemożebnie wiercił moje nozdrza..." - fail
"ten widok sprawił, że zapomniałem o całym otaczającym mnie świecie..." - fail

"prawie zesrałem się ze szczęścia..." - props!


2. Indeks stwierdzeń zakazanych

Zdrobnienia: paczuszka, prezencik, kurierek, folijka, rączki, książeczka, figurusia, koszuleczka, plakacik, itemiki, pecik, avek/avuś, etc. Zdrobnienia są złe, m'kay?

Górnolotne określenia: radość przepełniająca serce, niewypowiedziany zachwyt, oniemieć, okraszony, skarby, tajemniczy, długoletnie oczekiwanie, coś nieprawdopodobnego/niesamowitego, wprost X (gdzie X jest synonimem ekstazy), magia chwili, moja dusza, anielski chór, niebo/raj/eden, rozkosz, lekkie jak bita śmietana itd



Zabronione jest również używanie łacińskich i francuskich wtrętów, szukanie analogii z telenowelami albo powiedzonkami ich bohaterów oraz szczególnie - stawianie uśmieszków. Podobno boty Google skanują blogi pod kątem nagromadzenia emotów i kasują te strony, które przekroczą wyznaczoną przez Unię normę uśmiechów na kilopiksel kwadratowy.


3. Bonusowe porady

- ukryj wiek w swoim profilu, żeby nikt nie dowiedział się, że masz 30 lat
- rozmazane foty z komórki są złe
- tysiąc zdjęć każdego elementu z każdej perspektywy też
- nie chwal się jak dobrze gra będzie śmigała na Twoim nowym hi-endowym sprzęcie
- nie narzekaj, że będziesz miał pokaz slajdów na swoim gracie
- ani na to, że miałeś zły dzień/jesteś chory/dziewczyna Cię rzuciła/nie możesz wziąć się za pisanie magisterki



A jak pisać? Gotowej formułki nie przedstawię, bo hejterzy mogą celnie zripostować "beznadzieja, nie znasz się!", co by negatywnie wpłynęło na moje samopoczucie (zwłaszcza, że nie poprawi mi go dziś Pan Kurier żadną paczuszką). Ale zobaczmy co mają na ten temat do powiedzenia starożytni:

"Odpowiedzi szukać musisz porzucając głębię własnego JA na rzecz wspięcia się na wyżyny wyluzowania" jak powiedział Konfucjusz do sprzedawcy hot-dogów podczas meczu finałowego II ligi baseballa w Chicago.

I tego należy się trzymać!

13 października, 2010

World of Tanks - czołgowe MMO

Dwa dni temu przyjechała do Polski ekipa z Wargaming.net - studia zajmującego się raczej niszowymi strategiami, które ostatnio całą moc wpakowało w World of Tanks, czyli MMO z czołgami w roli głównej.

Gra wygląda naprawdę bardzo nieźle, to pomysł jakie brakowało od dawna i w dodatku wykonany bardzo fachowo. Było mnóstwo detali, pokaz gry, wywiady i tak dalej. Tak więc w najbliższych wydaniach (zapewne) będzie co poczytać. Zwłaszcza, że do tego czasu zdążę dodatkowo ponasuwać i połączyć szumne zapowiedzi z rzeczywistością.

05 października, 2010

Pocztówka z wakacji

Ten tak zwany czas odpoczynku od gier jest oczywiście fikcją. Brak laptopa i piękne polskie morze wcale nie pozwalają zapomnieć o swoim drugim, wirtualnym sercu.

Kochani Rodzice! Nie martwcie się o mnie,
żetonów mam pod dostatkiem. Wrócę do Was
z większym skillem.

Ciągłe wysiadywanie przy kompie, czy to z powodów zawodowych czy rekreacyjne gapienie się w ekran, sprawia, że na wakacyjnych wyjazdach grać zwyczajnie nie chcę! 30 minut z przenośną konsolą (gdy wielogodzinna podróż staje się męką) to szczyt moich możliwości. Z drugiej strony to właśnie ferie pokazują jak mocno pecet i granie w ogóle zakorzeniło się w egzystencji gracza. U mnie - sądzę, że tak mniej więcej na poziomie edukacji, którą wyniosłem z podstawówki.

Starcraft sentymentalnie

Chociaż większość moich znajomych przestała inwestować w kompa pod kątem nowych gier, hasło "premiera Starcrafta II!!!" wywoływało u nich miły dreszcz emocji. Coś jak kontynuacja starej, ulubionej książki. O ile pogadać z niegrającymi już kumplami raczej się nie da, o tyle można sobie wspólnie odświeżyć pamięć i odpowiedzieć na pytanie czemu ta gra zachwycała przed laty. Fabuła, multiplayer, mechanika? Ok, ale tu chodziło o coś więcej.

Lipiec 1999. Polana za domkiem kumpla nadawało się idealnie na dodanie do Starcrafta nowego rozdziału. Wysokie krzaczory utrudniały widoczność, ciężko było wypatrzeć wyimaginowanych Zergów, a co dopiero ich trafić z patykowego karabinu. Na szczęście zawsze dało się uciec do bunkra. Mała górka z dołkiem wypełnionym pustymi butelkami po tanich winach została z miejsca punktem obserwacyjnym z możliwością ciskania szklanymi granatami. Niedawno dowiedziałem się, że z innymi kolegami na obozie harcerskim wycinaliśmy battlecruisery z ziemniaków.

Nadmorska świątynia

Lipiec 2010. Nadbałtycka promenada (każda!) to rewia cudownego kiczu. Przechodzenie obok straganów z chińskimi muszelkami i pistoletami na kulki jest miłe, ale nic ponadto. Wszędzie mają względnie to samo, ekscytacji brak. Oprócz jednego jedynego miejsca, świątyni pradawnego grania - salonu gier. Co by się nie działo, do niego wejdę zawsze. Chociażby tylko po to, żeby pogapić się jakie gierki mają, czy czegoś nie przegapiłem przez ostatnie lata.


Dużo podróżuję i poznaję egzotyczną kuchnię!


Najczęściej wejście pod duszny, ciemny namiot to niezły flashback z przeszłości (dla młodszych pewnie wizyta w skansenie). Widzę dokładnie te same tytuły, w które zagrywałem się na koloniach jakieś 10-15 lat temu. Jest bijatyka Virtua Fighter, są Virtua Cops i House of the Death z plastikowymi pistoletami i starożytne wyścigi z grafiką, od której pękają oczy. Wybieram jednak rundkę w bodajże wyścigi Daytona USA. Fotel kierowcy zamienia się w wehikuł czasu - przypomniałem sobie, że drift i fizyka jazdy to świeże wynalazki, których tamte tępe arcade'ówki nie znały. I chociaż przyjemność z jazdy była zerowa, wstaję od maszyny jak z królewskiego tronu.

Epilog

Oprócz lekcji historii, jest też lekcja teraźniejszości. Obok mnie stoi 60-letnia babcia, która bezbłędnie tańczy na macie. Po skończonej partyjce podchodzi do chłopaków przy automacie z nowszą generację ścigałek, tłumaczy im taktykę jazdy i poucza, że zapomnieli o używaniu nitro.

To dobry znak. Mam nadzieję już za kilka lat w budkach z kolorowym badziewiem będzie pluszowy Mario, który po ściśnięciu krzyczy "Let's-a-go", a do koszulek ze „śmiesznymi” tekstami o piwie, sexie i marihuanie dołączą takie z napisami „n00b pwner” i czy kolorową grafiką Pac-mana.



04 października, 2010

Recenzja - ArcaniA: Gothic 4 już jest

Pierwsza w Polsce, a druga w galaktyce*. Tak, to jest osiągnięcie! Co prawda od dawna było wiadomo, że gra okaże się crapem nie powtórzy sukcesu poprzedników**, ale nadal rzesze fanów czekają na to, aby przekonać się czy to faktycznie prawda, czy może ostał się chociaż mały procent gotyckiego klimatu. Żeby nie było - ja też byłem (i jestem) jednym z tych fanów.

I co tu dużo mówić. Skończyłem całość, zrobiłem chyba wszystkie sidequesty, ostro eksplorowałem teren w poszukiwaniu chowającego się przede mną lootu (z powodzeniem) i tradycyjnie szukałem granic, które gra stawia userowi. Wszystkie nurtujące odpowiedzi i klucz do zagadki wszechgothika są elegancko spakowane w recenzję i towarzyszące jej grafiki. Werdykt i ocena będą pewnie zaskakujące, ale w 100% uczciwe i przemyślane.



Oczywiście internet na premierę pisma zareagował po swojemu. Zamiast się cieszyć i komentować (chyba, że ze oznakę radości można uznać prośby o skany) tudzież pytać, forumowa brać ma swoje teorie. Wybór części z nich:

Dla mnie najlepsze recenzje,to te pisane przez graczy,a nie sponsorowane artykuły z kolorowych pism.Już się kiedyś mocno przejechałem na recenzji przed premierą Dungeon Siege II w kolorowym piśmie


To user-dinozaur (choć wygodniej go będzie opisać jako dinozaur1) - ostatnią recenzję przeczytał 5 lat temu, a Dungeon Siege II z 80 na metacritics ocenił jako "niegrywalny crap". Ale czemu się dziwić, skoro wziąłem średnią ocen ze sponsorowanego portalu zbierającego oceny ze sponsorowanych pism.


Zgadzam, się z Tobą, lepiej polegać na opinii innych graczy bo przynajmniej jest pewność, że piszą to bo chcą i co chcą i nie opierają się na "pismach kolorowych"


Typ: forumowy wyga, andegrandowiec popierający internetowych swojaków stojących w opozycji do komercyjnej codzienności. To w zasadzie powinno doczekać się opracowania w nonsensopedii


Przemysł opisowo-gazetowo-growy zszedł z tego świata wraz z ostatnim numerem Gamblera


User-dinozaur2. A w zasadzie dinozaur 0. Chociaż może tak zaszczytny tytuł należy się tym, dla których dziennikarstwo growe skończyło się na Bajtku i Top Secret'cie i lubią się z tym poglądem obnosić. W każdym razie post ucieszył i odmłodził Alexa.
Wpis był oczywiście dłuższy, ale wklejony tu w całości popsułby siłę działania ponadczasowego tekstu o Gamblerze.


ale takie są widać prawa rynkowe wg Backside'a - wciskać ciemnotę na maksa, a nuż ciemny naród kupi. Nie myślałeś o karierze polityka?


Gdyby Kalisz się mniej pocił, to już bym dawno służył mu za podnóżek!


I smaczek na koniec!

Tak się składa że znam środowisko dziennikarskie od kuchni,i Pan jako dziennikarz powinien wiedziec co to pomówienie, a co wolność słowa.Nie wystraszyłem się, i nie dam sobie zamknąć gęby.


Niestety wicie się jak piskorz się nie udało i wyszło na jaw, że ocena gry jest zależna od ilości koksu i szampana, które zafundowało mi CDP (że o weekendzie w Bawarii od JoWoodu nie wspomnę). Następnym razem poproszę, żeby do zestawu dołączono kilka botów-klakierów czy jakiś chwalący mnie skrypt.



Więcej o uber-fachowych tekstach, DVD i reszcie tutaj: http://www.ksgry.pl/specjalne/wydanie.asp?Artykul=4951




* Tak, oczywiście pierwsza recenzja niemieckiej gry zawsze będzie niemiecka. Ba, do dziś niemieckojęzyczne gry wychodzą dla Rzeszy trójkąta Niemcy-Austria-Szwajcaria co najmniej kilka miesięcy wcześniej niż w innych krajach.

** z tym crapem to oczywiście żarcik, gra dostała dość wysoką notę