18 grudnia, 2010

Beowulf VS Beowulf

Wikingowie, potwory, topory, miecze, krew. Drakkary, fiordy, stoły pełne tłustego żarcia i dzbanów z miodem. Jeszcze więcej mieczy, toporów i krwi. Różowe spódniczki i skórzana bielizna. Pożoga, krzyki i gwałty przeplatane sprośnym śmiechem i piosenkami bardów. Każdy normalny człowiek zna i docenia takie klimaty. Wydawałoby się, że oddanie tej barwnej prostackiej atmosfery jest proste jak drut. Niezależnie od tego czy odbiorcą będzie gracz czy widz w kinie - chodzi tylko o przelanie na ekran folkloru (to znaczy miodu i posoki) mieszając to z gęstymi, epickimi walkami. Trudne? Niestety tak.



Zalecany podkład muzyczny


GRA

Zacząłem od gry. Kilka lat temu pisałem recenzję w PLAYU, ale przetragiczna optymalizacja na PC nie pozwoliła mi dotrzeć do końca. Ostatnio przypomniałem sobie, że mógłbym odświeżyć temat na konsoli, pożyczyłem od Knicza gierkę (thx) i jazda!

Generalnie gra robi spore wrażenie. Już w samym tutorialu zaczynamy się zabawiać w rozdupcanie monstrualnych krabów, a samouczek wieńczymy walką z gigantycznymi jednookimi bestiami z morskich czeluści (z ang. "one-eyed monsters" - koneserzy wiedzą o co chodzi). Widok wbijanego w oko kła, którym to kłem Beowulf następnie rozpruwa gardziel bestii jest gruby. Bardzo gruby.



Dalsza część gry od strony jatki raczej nie rozczarowuje. Beo chodzi z mieczem, ale może przerzucić się w dowolnym momencie na topór, włócznię czy młot. Albo gołe knykcie. A poza ciosami jest też łapanie wrogów, których da się:
a) okładać piąchami
b) okładać piąchami, a potem cisnąć w tłum
c) okładać piąchami, a potem rzucić na kolana i złamać kręgosłup w pół jak Steven Seagal
d) wyrwać broń

Pojawiają się też trolle wymagające obłapiania, które zamienia się w qte, a całość wieńczy oderwanie zwierzakowi górnej żuchwy od dolnej. I o to chodzi! Oprócz tego jest ciekawy patent z furią, czyli potężnym bojowym stanem w który da się wprowadzić Beo. Ciekawy dlatego, bo to broń obosieczna. Aktywując furię wyzwalamy najpierw małą novę agresji, która rani zarówno wrogów, jak i naszych sojuszników (ważni!), a do tego włącza się friendly fire i machanie mieczem może skończyć się śmiercią połowy naszej drużyny. Furia jest ciekawa z jeszcze jednego powodu. Pasek rage'a ładuje nam się, gdy obrywamy. A im bardziej obrywamy, tym bardziej jesteśmy realnie wkurzeni i tym bardziej korci nas do aktywacji groźnego stanu. Całości dopełniają zboczone wiedźmie podszepty w stylu "Release your fury!", co autentycznie potrafi sprawić, że zapomnimy o żelaznej logice i damy się ponieść emocjom.


A gdzie haczyk? Oczywiście że jest, w końcu to gra zrobiona na podstawie filmu. Oprócz słabej pracy kamery, bolą także małe plansze i spore ograniczenia w poruszania się, gdy teren robi wrażenie "otwartego". Do tego bardzo, bardzo mała liczba typów przeciwników i powtarzane kilka razy pod rząd identyczne questy-suchary. Zabij lidera kultystów i przejdź dalej. Zabij lidera kultystów i przejdź dalej. Zabij lidera kultystów i przejdź dalej. A wszystko przy wspaniałym akompaniamencie respawnujących się wrogów i całkiem randomowym SI wojów, którzy raz wymiatają, a raz walczą jak panienki. Do tego przedziwnie pokomplikowana fabuła i uboga próba ujęcia gry w RPG-owych ramach. Jest więc okno wyboru broni przed misją, ale oręż pozbawiony jest jakiegokolwiek opisu i statystyk. Jest okno ulepszania zdolności przywódczych i furii, ale również musimy uwierzyć na słowo twórcom, że warto w to inwestować, bo statsów zabkrało. No i w końcu megażałosny finisz - walka ze smokiem. 90% walki opiera się na powtarzaniu 3 nudnych i przesadnie prostych czynności. Całe szczęście, że pozostałe 10% to miłe qte.


FILM
[uwaga - tekst zawiera spoilery, ale i tak nic nie stracicie czytają je]



Nie miałem pojęcia jaki ten film będzie. Obeznani w temacie slasherów kumple oglądali w kinie i mówili, że niezły. Zwłaszcza tekst "On nie ma pyty!" (pod adresem Grendela) przesądził o oczekiwaniach - będzie sprośna Iliada!

Czy naprawdę muszę pisać jak mocny był zawód? Powiedzmy, że film zaczyna się nieźle. Jest duńska, zakrapiana impreza + trochę słaba animacja (bo jak się [dla mnie] okazało - film nie jest kostiumowy, tylko całkiem zdigitalizowany) , do której można się jednak przyzwyczaić. Potem wpada Grendel i robi jatkę. Akt pierwszy skończony. W akcie drugim przybywa rozrabiaka Beo, jest nowa impreza i srogi pojedynek z demonem. Po wygranej przybywa matka Grendela i wyżyna połowę duńskiego dworu. Zaczyna się akt trzeci, gdy Beo dostaje kontrakt na mamuśkę, ale nie zabija jej, wraca kłamiąc, że zabił i otrzymuje koronę króla Danii, który się zabija (żeby zdjąć z siebie klątwę).

Skoro gość został królem, to teraz dochodzimy do momentu, w którym powinna zacząć zasadnicza część filmu. Masowa rzeźnia, niegrzeczne teksty, legendarne wyczyny, kosmiczne melanże i tak dalej. I co? I akt czwarty przenosi nas jakieś 50 lat później, gdy Beo jest już siwiutki. W trakcie całych 40 minut oglądamy trwającą pół minuty walkę z jakimiś skandynawskimi bucami + słaby dialog Beowulfa z jego niedoszłym killerem oraz mocno przeciętną walkę ze smokiem, która wieńczy film.

Co jest? Czy ja przysnąłem i przegapiłem najlepsze momenty? Niestety nie. Ten film naprawdę jest tak denny i ogranicza się w zasadzie do 4 momentów:
1. Grendel zabija
2. Grendel zabity
3. Beowulf opętany przez wiedźmę
4. Walka ze smokiem

W tym momencie zdałem sobie sprawę jak dobra jest opisywana wyżej gra. Bo w niej, oprócz walki z Grendelem, spotkania jego matki i finalnego starcia ze smokiem jest jakieś 10-15 godzin uganiania się za sławą i potworami. Łazimy po bagnach i nadupcamy kultystów, ratujemy dziewice z rąk trolii, którym rozrywamy szczęki i wyrywamy wnętrzności. Zmagamy się z wiedźmami, które zwabiają do siebie naszych wojów i rozrywamy na strzępy kolejne stada dzikich kultystów. A potem nadziewamy na szpice tyłki złych wikingów i ich głupich minionów wyposażonych w szpony a la Wolverine. A potem są kolejne trolle i kolejni barbarzyńcy. I gdy wydaje się, że zobaczyliśmy już wszystko płyniemy do cholernej Skandynawii, żeby walczyć z gigantycznymi lodowymi soplami, nie mniej lodowymi trollami i bestiami oraz lodową dziwką wiedźmą. Aha, zapomniałem jeszcze o genialnym motywie walki z cieniami naszych zmarłych wojów, których poświęciliśmy, żeby wygrać z Grendelem.

To scena, której nie zobaczycie w tym filmie.

To chyba pierwszy raz, kiedy budżetowa gra na podstawie filmu przegoniła pierwowzór mniej więcej pięciokrotnie. Jakkolwiek przeciętna by nie była, oddała pokaźną część życia Beowulfa - monster slayera nie tylko z nazwy, ale i z czynów.

I żeby było zabawniej. Highlightem filmu miała być goła Angelina Jolie. Co prawda golizna jest komputerowa, ale całkiem sugestywna. Problem w tym, że pomimo tego realizmu i ponętności Jolie, uwodzenie Beowulfa wyglądało również 5x lepiej w growej wersji, choć z 5x słabszą grafiką niż w filmie.


W zasadzie jak teraz myślę o filmie, to nie rozumiem po co go nakręcono. Można było wybrać 100 innych historyczno-legendarnych tematów albo przedstawić konflikty w tak bezkrwawy sposób jak w tegorocznym Prince of Persia: Piaski Czasu. Zakładam, że po zatrudnieniu topowych aktorów i wydaniu kasy na animację nie starczyło forsy na dobry scenariusz albo obfite sceny bitwy. Wyszedł z tego hamburger, któremu ukradziono mięcho i zawinięto w papier z łacińskimi prawniczymi sentencjami. Za wielką dolewkę w postaci bonusowego DVD podziękuję.




I jeszcze bonus z mojego archiwum growych screenów:



2 komentarze:

Mateusz Domański pisze...

Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !

Mateusz Domański pisze...

Jestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisany artykuł.